Witam Was po wakacjach!
Mimo, że lata szkolne mam już dawno za sobą, to ciągle pierwszy września kojarzy mi się z nowym początkiem, czystą kartą... Bardzo lubię to uczucie:-)
Nie mogę powiedzieć, bym próżnowała przez wakacje, choć też nie przemęczałam się zbytnio. Realizuję jednocześnie kilka okołożyciowych, nazwijmy to, projektów i czasem ciężko wszystko ze sobą pogodzić. Ale robię co mogę:-) Od dłuższego już czasu zmieniam swój system nauki, a przede wszystkim podejście do niej.
Na dzień dzisiejszy moją naukę można opisać w kilku hasłach:
"PORZĄDKÓW" CIĄG DALSZY
- dokańczam rozgrzebane w przeszłości kursy z angielskiego;
- tłumaczę sobie "Η γραμματική μου" - nie lubię takich pozaczynanych a niedokończonych rzeczy. Dlatego przerobię go "od dechy do dechy" a potem pójdę dalej. I to jest punkt, w którym jestem najbardziej skrupulatna. Wszystko skrzętnie tłumaczę i notuję.
SŁUCHAJ, CZYTAJ, PISZ I MÓW
Bo samo "tłuczenie" podręcznika na niewiele się zda. Już nie raz zdarzyło się, że w słuchanym audiobooku pojawiło się słówko czy zwrot, które nie dalej jak parę dni wcześniej podczas pracy z podręcznikiem zapisałam w zeszycie jako "nieznane". dzięki temu, gdy natknę się na nie w powtórkach, bez problemu zaznaczę jako "umiem". Gdybym znała je tylko z podręcznika - wątpię bym je pamiętała. Takie przenikanie się treści pochodzących z różnych źródeł znacznie usprawnia zapamiętywanie.
NIE UTRUDNIAJ SOBIE ŻYCIA I NIE TWÓRZ SZTUCZNYCH PODZIAŁÓW
Dane mi jest żyć i pracować w międzynarodowym środowisku. Sytuacje, kiedy w pracy słucham instrukcji wykonania jakiejś czynności po rosyjsku, przekazuję te informacje koleżance po angielsku, a chwilę później plotkuję na przerwie z Greczynką są na porządku dziennym. I jakoś udaje mi się funkcjonować w tym tyglu. Mniej lub bardziej płynnie przeskakuję z języka na język, Mniej lub więcej problemów sprawia mi wyartykułowanie swoich myśli w języku obcym. Wszystko zależy od dnia, tematu rozmowy, od konkretnej sytuacji po prostu. Ale jakoś to hula.
No to po co utrudniać sobie życie schematami: "Dziś uczę się angielskiego, a jutro greckiego" Odpada problem z cyklu, co zrobić, jeśli "dzień grecki" z jakichś przyczyn wypadł z kalendarza - robić go jutro? (miał być angielski). Nadrabiać zaległości? (to nie zawsze jest możliwe). Grecki podręcznik, angielski serial, w słuchawkach muzyka po hiszpańsku (chociaż się go nie uczę), konwersacja po rosyjsku (na poziomie: da... da...) a do poduszki książka po polsku bo na nic trudnego nie mam siły. Ale właściwie czemu nie?
MINIMALIZM
Wynika z poprzedniego punktu. Jeden audiobook, jedna książka, jeden sezon serialu na raz. Jak skończę, to następny wezmę w innym języku. Nie wyobrażam sobie mieć "napoczętych" trzech książek na raz (po angielsku, grecku i polsku - bo czytania po polsku się nie wyrzeknę)
WYLUZUJ SIĘ
Czasem mi się nie chce. Zwyczajnie, po ludzku. Nie chce mi się pamiętać by wziąć słuchawki w drodze na zakupy, na podręcznik nie mogę patrzeć, albo nie chce mi się szukać długopisu. Wyszukiwanie głupich pretekstów by nic nie robić jest dla mnie sygnałem, że przegrzały się zwoje mózgowe. Albo te odpowiedzialne za przyswajanie nowych treści, albo te od motywacji. W takich wypadkach czasem próbuję oszukać mojego lenia i na przykład pośpiewać po grecku, albo puścić serial zamiast tłuc głową w podręcznik. A czasem odpuszczam. Nie to nie. Nic na siłę. Motywacja pojawi się za chwilę sama. Albo się jąkam w rozmowie z kimś, więc stwierdzam, że "tak dalej być nie może" i ruszam swoje cztery litery, albo w luźnej rozmowie pochwalę się tym greckim więc samej przed sobą głupio mi, że nic nie robię. I cała zabawa zaczyna się od nowa w miejscu, gdzie skończyłam poprzednio. I nic złego się nie dzieje, więc po co się spinać? Na pewno można lepiej, szybciej, skuteczniej. Strasznie zazdroszczę ludziom uporządkowanym, żyjącym według planu, którzy punkt po punkcie, z prędkością światła realizują swoje cele. Ja tak nie potrafię. Chociaż pracuję nad sobą, staram się dążyć do coraz większej systematyczności, eliminowania pożeraczy czasu i ogólnie większej wydajności. I wciąż będę walczyć o lepszą wersję samej siebie. Jednak póki co, jest jak jest. I zamiast frustrować się tym, czego nie mogę zmienić, staram się korzystać z tego, co jest mi dane, robić co się da. I wiecie co? Odkąd uczę się w takim stylu, to jest mi jakoś lepiej. Daje mi to więcej radości. W sumie bardziej mi się chce, a chyba o to w całej tej zabawie w samouctwo chodzi.
W nowym roku szkolnym życzę więc zarówno Wam jak i sobie, większego luzu, radości z nauki i pozytywnej motywacji!
Δεν υπάρχουν σχόλια:
Δημοσίευση σχολίου