Trudny okres za mną. W poprzednim poście pisałam, że do końca marca uporam się z porządkowaniem greckich notatek, tymczasem nie wiadomo, czy uda mi się to osiągnąć do końca maja. Cierpiałam na rzeczywisty brak czasu, bo sporo pracowałam, oraz ten pozorny - kiedy to wypadłam z rytmu i nie byłam w stanie za nic konstruktywnego się zabrać tylko rozmyślałam o tym ile to ja mam do zrobienia. Obiektywnie rzecz biorąc - bez sensu, bo zamiast wymyślać sposoby nauki lepiej jest po prostu się uczyć, ale czasem bardzo ciężko zastosować oczywiste prawdy w praktyce.
Nadszedł jednak czas (kolejnego już) powrotu. Jest mobilizacja, chęci... Oby ten stan utrzymał się jak najdłużej:)
Podczas tego przestoju doszłam do kilku wniosków:
- Zrezygnowałam z pisania drugiego bloga. Pomysł nie był zły, ale zwyczajnie jego realizacja zabierała mi zbyt dużo czasu. Na razie alternatywy nie wymyśliłam i jedyne co robię w zakresie pisania, to staram się eliminować język polski z zapisków w moim prywatnym kalendarzu. Ale to jeszcze za mało.
- Nie chce mi się robić powtórek, o których pisałam ostatnio. Odrzucają mnie od nauki do tego stopnia, że na myśl, że mam coś do powtórzenia odwlekam to tak, że w konsekwencji nic nie robię - nie mam na to rozwiązania. Uważam, że powtarzanie jest istotne i chyba nie pozostaje mi nic innego jak odwalać tę pańszczyznę.
- Jeśli chodzi o angielski, wychodzi na to, ze przeliczyłam się licząc na to, że życie w Anglii + jakaś tam nauka własna wystarczą i za jakiś czas język "sam mi wejdzie". Owszem, na pewno pobyt tu coś daje, gdybym tyle samo robiła w Polsce moje umiejętności byłyby mniejsze, jednak to co mam mi nie wystarcza. O ile greckiego mogę się uczyć do siedemdziesiątki i nie przejmować się wolnym przyrostem wiedzy, o tyle angielski jest mi niezbędny, jeśli chcę znaleźć lepszą pracę i w ogóle lepiej żyć. Dlatego zdecydowałam się zapisać na kurs dla osób, dla których angielski jest drugim językiem. Nie mam pojęcia jak go pogodzę z moją zwariowaną pracą, ale będę się martwić, jak się już zacznie:)
- Ciągle denerwuje mnie nadmiar rzeczy, przedmiotów jakie są mi potrzebne do nauki. Zeszyt taki, zeszyt śmaki... Dlatego postanowiłam, że w swoim czasie powstanie jeden zeszyt "do języków", gdzie będę zapisywać wszystkie informacje, słówka itd, nie bacząc czy to angielski czy grecki. W praktyce zobaczymy jak mi się to sprawdzi
- Muszę pomyśleć o zmianach na blogu. Blog przestał być blogiem greckim i ogólny jego wygląd przestaje mi odpowiadać. Pomysłów brak, na razie wiem tylko, że "nie podoba mi się"
- Napisałam kiedyś, że dni, kiedy pracuję są "wyrwane z kalendarza", że nie mam siły robić wtedy nic. Wyzwanie na najbliższe tygodnie - trzeba to zmienić. W dni, kiedy pracuję, należy wykonać przynajmniej jeden punkt, z listy zadań. Nie ważne czy dotyczyć będzie języków, ćwiczeń, czy porządków domowych. Muszę zrobić "coś". Wyzwanie spowodowane jest tym, że po kilku dniach pracy, w dzień wolny wpadam w zastój, bo nie wiem za co się wziąć, tyle mam zaległości. Dlatego należy dążyć, by te zaległości były jak najmniejsze.
- Teraz pół-żartem. Odkryłam ostatnio ogrom nowych materiałów do nauki greckiego. Wprawdzie nałożyłam sobie szlaban na gromadzenie tychże, ale muszę powiedzieć, że motywacja i chęci do nauki wzrosły, bo ja chcę się z tym wszystkim zapoznać;-) A żeby to zrobić, muszę się uporać z tym co mam;-)
- I kolejna, ostatnia, nie do końca poważna myśl. W związku z tym, że tego czasu mam tak mało, a planów i pomysłów do zrealizowania tak wiele, ostatnio kołacze mi się po głowie myśl, żeby od nowego roku dołączyć jeszcze jeden język:-) Wprawdzie od zawsze byłam przekonana, że następny w kolejce jest włoski, ale biorąc pod uwagę, gdzie mieszkam i jakie języki krążą wokół mnie, skłaniam się raczej ku rosyjskiemu. Po prostu łatwiej mi będzie weryfikować i wykorzystywać nabytą wiedzę (jest tu wielu rosyjskojęzycznych ludzi). Czy w ogóle do nauki trzeciego języka dojdzie i który ostatecznie wybiorę, dowiecie się w swoim czasie:-)
A teraz zmykam już do moich znienawidzonych powtórek:)