Kilka dni temu, będąc na zakupach, nagle stanęłam jak wryta, bowiem zdałam sobie sprawę, że tuż obok siebie słyszę młodą kobietę mówiącą po grecku. Oczywiście nie odmówiłam sobie przyjemności zaczepienia jej i zamieniłyśmy kilka zdań. Co ciekawe, moja rozmówczyni okazała się być Polką.
Dziewczyna mówiła po grecku bardzo ładnie i bardzo dobrze (przynajmniej w moim odczuciu), a ja chwilę po tej rozmowie zdałam sobie sprawę, że podczas konwersacji popełniłam poważny błąd gramatyczny (użyłam złego rodzajnika do powszechnie znanego i używanego słówka).
Ogarnęło mnie uczucie porażki, zwątpienie i zniechęcenie. Bo po tylu latach nauki takie błędy? Ja się nigdy nie nauczę! Nie to, co ona! Ale się wygłupiłam!
Dość szybko jednak się otrząsnęłam. Fakt, po tak długim czasie efekty mogłabym mieć lepsze. Ale jeśli teraz, albo kiedykolwiek się poddam, to już na pewno nigdy się nie nauczę. Kolejna sprawa - rozmawiałyśmy dość swobodnie, mimo że (z mojej strony) z błędami,a to już coś. I sprawa trzecia, tak na pocieszenie: Byłam na zakupach. Myślałam o różnych sprawach po polsku, gotowa na "przełączenie się na angielski", kiedy tylko będzie trzeba się do kogoś odezwać. Greckiego nie spodziewałam się wcale, a tymczasem niemal z automatu zastosowałam właściwy język.
Tytułem wyjaśnienia: Mam taką swoją teorię na temat funkcjonowania mózgu, chociaż nie jestem pewna, czy uda mi się ubrać ją w słowa. Może spróbuję na przykładzie. Kiedy przyjechałam do Anglii i na przykład wchodziłam do banku by coś załatwić, byłam przygotowana na używanie języka angielskiego i nie stanowiło to dla mnie wielkiego problemu. Nie musiałam układać sobie w głowie tego co powiem. Po prostu wchodziłam i mówiłam (moim kalecznym angielskim). Ale kiedy idąc ulicą głowę miałam zaprzątniętą własnymi myślami (oczywiście polskimi) i znienacka ktoś mnie zagadnął po angielsku, to najzwyczajniej w świecie nie słyszałam go. Mózg reagował z opóźnieniem. Coś jakbym najpierw wraz z pytaniem rozmówcy dostała komunikat "to było po angielsku, przełącz się", więc musiałam poprosić o powtórzenie i dopiero wtedy odpowiednio zareagować
Inną sprawą był fakt, że mój umysł operował na dwóch płaszczyznach. Albo po polsku i tu bez problemu, albo w trybie "język obcy". I tu znowu bywało śmiesznie. Bo wiele fraz łatwiej przychodziło mi po grecku niż angielsku i bardzo się musiałam nawysilać, by zastosować angielską wersję, a nie działać odruchem i nie mówić po grecku, do ludzi, którzy być może nawet tego języka w życiu nie słyszeli,.
Pewnie są ludzie, którzy takich problemów nie mają, ale u mnie to funkcjonuje właśnie tak. Chociaż, muszę się pochwalić, że faza szoku chyba już mija i w systemie polsko-angielskim już mój "przełącznik" działa szybciej.
Wracając do wniosków z mojego miłego przypadkowego spotkania. Mam czas, nikt i nic mnie nie goni. Będę uczyć się dalej i osiągnę tyle ile zdołam. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie znał grecki lepiej ode mnie. Zawsze znajdzie się coś, czego jeszcze nie wiem. Nie ma więc powodu do dołowania się:)
Δεν υπάρχουν σχόλια:
Δημοσίευση σχολίου