Na początek trochę prywaty. Coraz częściej i wyraźniej zauważam, jak zmienia się moje podejście do nauki, do niektórych metod. Czasem aż mi głupio, bo coś, o czym pisałam jako o "najlepszym sposobie na naukę" okazuje się być kompletnym niewypałem. Nawet dzisiejszy post - napisałam go na kartce kilka miesięcy temu, a dziś przeczytałam przed publikacją i złapałam się za głowę: "Przecież to wszystko nie tak!" Trochę mnie zdołowały te spostrzeżenia, aż w końcu doszłam do wniosku, że właśnie tak ma być. Właśnie o to chodzi!
Zmieniam się, zmienia się także otoczenie wokół mnie. Zmieniają się możliwości i potrzeby. Codziennie uczę się czegoś nowego. O sobie, o życiu, o tym, co mogę a czego nie.
Ale do rzeczy:
Pierwszy sposób na pozbycie się braku czasu na naukę można nazwać: "Zakochaj się w języku". I to wystarczy, sukces murowany. Faza zakochania objawia się tym, że wszystko inne, oprócz obiektu naszych uczuć przestaje się liczyć. Możesz nie pić, nie jeść, nie spać, ważne, by jak najwięcej czasu spędzać z "ukochanym".
Więc jeśli znów spędziłaś mnóstwo czasu na Facebooku, czy oglądając telewizję to znak, że w Waszym związku coś zaczyna szwankować:)
A tak bardziej serio:
Systematyczność: O tym pisałam nie raz. O złym wpływie przerw w nauce na ten proces również.
Mówi się, że optymalnym czasem nauki jest pół godziny - godzina (w zależności od zdolności skupienia uwagi), ale codziennie. Ja polecam kwadrans. Dlaczego tyle? Bo taką ilość czasu każdy jest w stanie wyszarpać z dnia. Kiedy Twój kwadrans minie, a Ty masz chęć i możliwość uczyć się dłużej - zrób to!. Jeśli nie - kwadrans wystarczy.
Sporo się mówi o stałej , ustalonej porze nauki. W poprzedniej wersji tego posta napisałam mniej więcej tak:
"Prześledź swój dzień w myślach i zastanów się, który z jego fragmentów możesz poświęcić na naukę. Może wstajesz pierwszy i masz dla siebie spokojne poranki zanim wstanie reszta domowników? A może właśnie wieczorem, kiedy cały dom już zaśnie? Może kiedy dzieci odrabiają lekcje (o ile robią to samodzielnie)? Może kiedy są np. na basenie, czy innych zajęciach dodatkowych? Pamiętam, że swego czasu, kiedy woziłam syna na zajęcia judo, brałam ze sobą podręcznik, słownik i uczyłam się w oczekiwaniu na koniec zajęć."
To nie jest zły sposób, spróbujcie! Ale u mnie na dłuższą metę to się kompletnie nie sprawdza. Tryb życia wszystkich wokół mnie jest tak nieregularny, że przykładowa opcja "9.45 - 10.00 - nauka greckiego" jest niewypałem. Bo mogę o tej porze być już poza domem, a mogę jeszcze spać, lub być zajęta czymś, co naukę uniemożliwia. U mnie lepiej sprawdza się zapis w kalendarzu: "15 minut nauki greckiego!" Zapisany na czerwono jako priorytet.
Zapomnij o zaległościach! Zaległości nie istnieją! To częsty błąd uczących się: W poniedziałek miałeś się uczyć 15 minut, ale... miałeś słabszy dzień i po prostu obrzydliwie Ci się nie chciało. Zdarza się. Pomyślałeś więc, że za to we wtorek posiedzisz pół godziny. Tylko że we wtorek wpadła z wizytą ciocia Krysia z wujkiem Heńkiem. Pękła flaszeczka i z nauki nici. Więc w środę 45 minut. Akurat w środę? Mam tyle spraw do załatwienia i jeszcze ten kac.... No to czwartek. W czwartek syn/córka zaczął gorączkować, w piątek dopadła Cię grypa żołądkowa i trzymała przez trzy dni. Ups, to mamy już prawie dwie godziny do nadrobienia. Jak tu znaleźć dwie godziny? W poniedziałek, wtorek się nie udało... Zaległości rosną, a wraz z nimi frustracja i niechęć... STOP! INACZEJ! Wróćmy do początku tej historii...
W poniedziałek miałeś słabszy dzień i... nie chciało Ci się. Odpuściłeś. Ale we wtorek normalnie usiadłeś i pouczyłeś się swoje 15 minut, jak gdyby nigdy nic. Przecież nic się nie stało!
Nawiasem mówiąc, zwykle (nie zawsze, ale bardzo często!) nawet podczas choroby własnej czy dziecka da się poświęcić chwilę na naukę. Przecież to tylko kwadrans!
Wykorzystuj czas i łącz czynności:
Zmieniam się, zmienia się także otoczenie wokół mnie. Zmieniają się możliwości i potrzeby. Codziennie uczę się czegoś nowego. O sobie, o życiu, o tym, co mogę a czego nie.
Ale do rzeczy:
Pierwszy sposób na pozbycie się braku czasu na naukę można nazwać: "Zakochaj się w języku". I to wystarczy, sukces murowany. Faza zakochania objawia się tym, że wszystko inne, oprócz obiektu naszych uczuć przestaje się liczyć. Możesz nie pić, nie jeść, nie spać, ważne, by jak najwięcej czasu spędzać z "ukochanym".
Więc jeśli znów spędziłaś mnóstwo czasu na Facebooku, czy oglądając telewizję to znak, że w Waszym związku coś zaczyna szwankować:)
A tak bardziej serio:
Systematyczność: O tym pisałam nie raz. O złym wpływie przerw w nauce na ten proces również.
Mówi się, że optymalnym czasem nauki jest pół godziny - godzina (w zależności od zdolności skupienia uwagi), ale codziennie. Ja polecam kwadrans. Dlaczego tyle? Bo taką ilość czasu każdy jest w stanie wyszarpać z dnia. Kiedy Twój kwadrans minie, a Ty masz chęć i możliwość uczyć się dłużej - zrób to!. Jeśli nie - kwadrans wystarczy.
Sporo się mówi o stałej , ustalonej porze nauki. W poprzedniej wersji tego posta napisałam mniej więcej tak:
"Prześledź swój dzień w myślach i zastanów się, który z jego fragmentów możesz poświęcić na naukę. Może wstajesz pierwszy i masz dla siebie spokojne poranki zanim wstanie reszta domowników? A może właśnie wieczorem, kiedy cały dom już zaśnie? Może kiedy dzieci odrabiają lekcje (o ile robią to samodzielnie)? Może kiedy są np. na basenie, czy innych zajęciach dodatkowych? Pamiętam, że swego czasu, kiedy woziłam syna na zajęcia judo, brałam ze sobą podręcznik, słownik i uczyłam się w oczekiwaniu na koniec zajęć."
To nie jest zły sposób, spróbujcie! Ale u mnie na dłuższą metę to się kompletnie nie sprawdza. Tryb życia wszystkich wokół mnie jest tak nieregularny, że przykładowa opcja "9.45 - 10.00 - nauka greckiego" jest niewypałem. Bo mogę o tej porze być już poza domem, a mogę jeszcze spać, lub być zajęta czymś, co naukę uniemożliwia. U mnie lepiej sprawdza się zapis w kalendarzu: "15 minut nauki greckiego!" Zapisany na czerwono jako priorytet.
Zapomnij o zaległościach! Zaległości nie istnieją! To częsty błąd uczących się: W poniedziałek miałeś się uczyć 15 minut, ale... miałeś słabszy dzień i po prostu obrzydliwie Ci się nie chciało. Zdarza się. Pomyślałeś więc, że za to we wtorek posiedzisz pół godziny. Tylko że we wtorek wpadła z wizytą ciocia Krysia z wujkiem Heńkiem. Pękła flaszeczka i z nauki nici. Więc w środę 45 minut. Akurat w środę? Mam tyle spraw do załatwienia i jeszcze ten kac.... No to czwartek. W czwartek syn/córka zaczął gorączkować, w piątek dopadła Cię grypa żołądkowa i trzymała przez trzy dni. Ups, to mamy już prawie dwie godziny do nadrobienia. Jak tu znaleźć dwie godziny? W poniedziałek, wtorek się nie udało... Zaległości rosną, a wraz z nimi frustracja i niechęć... STOP! INACZEJ! Wróćmy do początku tej historii...
W poniedziałek miałeś słabszy dzień i... nie chciało Ci się. Odpuściłeś. Ale we wtorek normalnie usiadłeś i pouczyłeś się swoje 15 minut, jak gdyby nigdy nic. Przecież nic się nie stało!
Nawiasem mówiąc, zwykle (nie zawsze, ale bardzo często!) nawet podczas choroby własnej czy dziecka da się poświęcić chwilę na naukę. Przecież to tylko kwadrans!
Wykorzystuj czas i łącz czynności:
- Włączona grecka telewizja podczas wykonywania domowych czynności
- Lekcje / audiobook przesłuchiwane w drodze na zakupy lub do/z pracy
- Facebookowe aplikacje ze słówkami (no nie oszukujmy się, prawie codziennie zaglądamy na Fejsa:D)
- książka / gazeta w autobusie/pociągu/metrze
- serial podczas prasowania
- fiszki na przystanku czy w kolejce do lekarza
- jeśli jesteś szczęściarzem, któremu szef i czas w pracy pozwalają na wykorzystanie Internetu do własnych celów, czasem i w pracy da się pouczyć!
Tak naprawdę możliwości jest ogrom. Czy je wykorzystasz, zależy od Twoich chęci i motywacji!
Δεν υπάρχουν σχόλια:
Δημοσίευση σχολίου