Σελίδες

Σάββατο 28 Δεκεμβρίου 2019

Podsumowanie 2019 roku.

Kochani, siadam i piszę, tak po prostu. Bez żadnego przygotowania, notatek nawet bez głębszego przemyślenia. W końcu jaki był ten mijający rok, wiem doskonale. A istnieje spore niebezpieczeństwo, że ten post nie powstanie wcale, jeśli zacznę się skupiać na tym, żeby napisać super - hiper - ekstra fantastyczną notkę.

Do rzeczy. Jaki był 2019? Przede wszystkim prywatnie dość słaby. Życie trochę przemieliło mnie w swojej paszczy. Zawsze mogło być gorzej. Nadal posiadam wszystkie członki własne i wszystkich członków rodziny w komplecie, za co jestem ogromnie wdzięczna. Jednak prawdą jest, że lekko nie było i codzienność dawała w kość. Nie wdając się w szczegóły, bo nie o tym jest ten blog, powodów do odłożenia nauki i blogowania w kąt miałam wystarczająco.
Blogowo - nie muszę chyba nic pisać. Blog jaki jest - każdy widzi. Pustką tu ziało, wywołując wyrzuty sumienia. Dlatego piszę właśnie dziś. To próba powrotu do blogowania. Mam nawet pewien pomysł, który - mam nadzieję - trochę częściej mnie tu przygna, ale o nim następnym razem.
Językowo - nie do końca jestem z siebie zadowolona. Rozgrzebane projekty z poprzednich lat leżą praktycznie nieruszone. Ciągle wierzę, że je pokończę. Zakładki, foldery, notatniki pękają w szwach, a ja ciągle znajduję coś nowego. Nauki, takiej z prawdziwego zdarzenia było niewiele. Więcej po prostu używałam języka. Czytałam, słuchałam, trochę gadałam. Z pisaniem najgorzej. To ciągle dla mnie najtrudniejsza część.
Mogłabym mieć do siebie pretensje, bo zrobiłam mniej niż chciałam, bo często wygrywało lenistwo. Bo brakło regularności, metodyczności, jakiegoś planu. Bo mogłam więcej. A może - spoglądając na to z drugiej strony - może skoro nie zrobiłam, to właśnie nie mogłam? Może to wszystko jest po coś? Może choroba jest właśnie po to, żeby przestać tak pędzić, zdać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę ja nic nie muszę? I cieszyć się tym, co się udaje, zamiast karać za to, że czasem nie daję rady?

Na zakończenie, żeby nie było smutno, dołująco i pompatycznie. Jest i sukces! W maju podeszłam do egzaminu Ελληνομάθεια. Sukcesem było już samo przystąpienie do niego, bo odkładałam temat od wielu lat, zawsze było coś ważniejszego, nigdy nie było dobrego czasu i nigdy nie byłam dostatecznie gotowa. Tym razem też nie:-) Zdecydowałam się na najniższy poziom A1 i zaliczyłam.
Więcej o egzaminie, o tym po co na co i dlaczego, o moich przygotowaniach oraz o samym przebiegu, napiszę (mam nadzieję) wkrótce).

A jak wyglądał Wasz rok? Plany, postanowienia zrealizowane? Wnioski wyciągnięte? Cel na 2020 ustanowiony? Zapraszam do rozmowy w komentarzach!

Δεν υπάρχουν σχόλια:

Δημοσίευση σχολίου