Taką moją osobistą motywacją do nauki języków, jest wizja samej siebie, zapadniętej w głęboki fotel, przykrytej grubaśnym kocem, z kubkiem aromatycznej herbaty stoliku obok, pogrążonej w lekturze opasłego tomiszcza, na którego okładce widnieją greckie "hieroglifki".
Rzeczywistość wygląda dużo gorzej. "Żeby móc czytać, trzeba kiedyś w końcu zacząć" - tłukę sobie do głowy, po czym otwieram książkę i... "O matko, za trudne!" - jęczę, a książka wędruje w kąt.
Lata praktyki pokazują, że nic się w tym temacie nie zmienia. Niby się uczę, poznaję wciąż nowe słówka, konstrukcje, a jednak próba czytania, takiego dla przyjemności jak w mojej wizji właśnie, zawsze kończy się tak samo. Wniosek z tego jest jeden. Nigdy nie nadejdzie taki moment, kiedy po prostu otworzę książkę i przeniosę się do innego świata. Świata, w którym umiem czytać. Samo nic się nie stanie. Umiejętność czytania trzeba nabyć ciężką pracą. Jak dziecko, które dopiero uczy się składać literki swojego ojczystego języka.
Zmuszam więc sama siebie do pokonania własnej słabości. Zdanie po zdaniu, strona po stronie. I staram się nie zniechęcać faktem, że jest trudno, że nie wygląda to tak jak czytanie w języku polskim, że zamiast przyjemności i relaksu jest wysiłek. Wierzę naiwnie, że z każdą kolejną pozycją będzie łatwiej.
Na pierwszy ogień poszło czterostronicowe opowiadanie "Ο κύριος 'Αλφα - άλφα". To taka bajeczka dla dzieci, ale od czegoś trzeba było zacząć. Przy okazji sprawdziło się stwierdzenie, że nie trzeba znać każdego słowa w tekście, by wiedzieć o czym mowa. Wiele wywnioskować można a nawet poznać nowe słownictwo z kontekstu.
Potem była dłuuuga przerwa, kiedy życie zmusiło mnie do powrotu do nauki angielskiego. Zaopatrzyłam się więc w powieść Jodie Picoult "House Rules" (czytałam parę pozycji tej autorki po polsku, więc mogłam zakładać, że będzie interesująco, że będę chciała poznać treść, mimo trudności). Chciałam podejść do tematu "metodą porównawczą" - jak nazwałam ją na własny użytek. Pisałam o tym tutaj. I chociaż metodę zarzuciłam, to przy okazji popełniłam błąd. Bowiem przesłuchałam audiobooka, potem pochłonęłam polską wersję, dzięki czemu dopowiedziałam sobie to, co mi umknęło podczas słuchania, a teraz... Męczę wersję angielską i odrzuca mnie od niej, bo nie dość że trudno, to jeszcze i tak wiem o co chodzi i jak się skończy, więc motywacji brakuje i naprawdę muszę się zmuszać, by przerzucić kilka stron. Nigdy więcej!
Ponieważ zakładam sobie, że moja nauka ma być przyjemna, staram się czytając podchodzić do książki tak jak w tej mojej motywacyjnej wizji. Do czytania nie biorę ze sobą słownika. Po prostu czytam słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Nie ważne, że niektórych zdań nie rozumiem wcale. Zakładam, że przy piętnastej książce nie będę już miała tego problemu. Czasem (jeśli ciekawość jest silniejsza niż lenistwo) zaznaczam sobie dane słówko czy fragment i potem w wolnej chwili sprawdzam, czy dobrze domyślałam się znaczenia z kontekstu, albo wypisuję sobie jakąś frazę, która może mi się przydać. Robię po prostu to, co jest w danej chwili dla mnie najlepsze, najwygodniejsze. Nie chce mi się spędzać połowy dnia nad słownikami, żeby się dowiedzieć, że poszukiwałam przymiotnika "sinobladozielony", skoro z kontekstu wiem, że bohater był po prostu nieprzytomny ze strachu, więc jego skóra nabrała jakiejś ciekawej barwy.
Trochę inaczej jest natomiast z podręcznikiem do greckiego. To pozycja dla dzieci z podstawówki, więc zawiera sporo tekstu wprowadzającego. Tutaj siedzę ze słownikiem by użyć go w miarę potrzeby i z zeszytem, do którego wpisuję zdanie po zdaniu z książki i obok jego tłumaczenie własne. Nawet niekoniecznie poprawne z punktu widzenia gramatyki i składni polskiej, a jak najbardziej wierne, dosłowne, by pokazywało mi schemat tworzenia zdań po grecku.
Czy czytanie coś mi daje? Na pewno! Wzbogaca słownictwo, pcha przed nos rzeczy, które niby się wie, ale gdzieś tam sobie tkwią w głębi umysłu. Moja męczona w tej chwili "House Rules" daje mi na piśmie zwroty znane z filmów. "Wysoki sądzie" "Proszę wstać - sąd idzie", czy "nie mam więcej pytań":-) Takie ciekawostki, które uprzyjemniają naukę.
Oprócz czytania wplecionego w program nauki, czytam też dużo różnych bzdurek "przy okazji". Korespondencja smsowa, ulotki, dokumenty urzędowe, etykiety na produktach (wiele artykułów spożywczych czy kosmetycznych ma tu greckie etykiety, bądź z dodaną grecką wersją językową), statusy i komentarze na facebooku. Czasem wyszukuję informacje w internecie po grecku czy angielsku. Nie czytam wtedy dokładnie, tylko wyłapuję wzrokiem to, co mnie interesuje, ale też jest to sposób na opatrzenie się z tymi strasznymi obcojęzycznymi literami:-)
I uwaga na sam koniec. Zawsze staram się czytać na głos. Oczywiście z wyjątkiem sytuacji, kiedy czytam w autobusie czy poczekalni u lekarza;-) W ten sposób czyta się niestety jeszcze wolniej, ale z kolei więcej uwagi poświęca się tekstowi. Sami wiecie, jak się czyta po polsku - po prostu "przelatujesz" wzrokiem tekst. Poza tym czytając na głos jednocześnie usprawniam proces mówienia, bo przyzwyczajam po prostu aparat mowy do wydawania tych "obcych" dźwięków.
A Wy? Czytacie w obcych językach? Jakie macie z tym problemy? Jakie wnioski? Podzielcie się tym ze mną!
Rzeczywistość wygląda dużo gorzej. "Żeby móc czytać, trzeba kiedyś w końcu zacząć" - tłukę sobie do głowy, po czym otwieram książkę i... "O matko, za trudne!" - jęczę, a książka wędruje w kąt.
Lata praktyki pokazują, że nic się w tym temacie nie zmienia. Niby się uczę, poznaję wciąż nowe słówka, konstrukcje, a jednak próba czytania, takiego dla przyjemności jak w mojej wizji właśnie, zawsze kończy się tak samo. Wniosek z tego jest jeden. Nigdy nie nadejdzie taki moment, kiedy po prostu otworzę książkę i przeniosę się do innego świata. Świata, w którym umiem czytać. Samo nic się nie stanie. Umiejętność czytania trzeba nabyć ciężką pracą. Jak dziecko, które dopiero uczy się składać literki swojego ojczystego języka.
Zmuszam więc sama siebie do pokonania własnej słabości. Zdanie po zdaniu, strona po stronie. I staram się nie zniechęcać faktem, że jest trudno, że nie wygląda to tak jak czytanie w języku polskim, że zamiast przyjemności i relaksu jest wysiłek. Wierzę naiwnie, że z każdą kolejną pozycją będzie łatwiej.
Na pierwszy ogień poszło czterostronicowe opowiadanie "Ο κύριος 'Αλφα - άλφα". To taka bajeczka dla dzieci, ale od czegoś trzeba było zacząć. Przy okazji sprawdziło się stwierdzenie, że nie trzeba znać każdego słowa w tekście, by wiedzieć o czym mowa. Wiele wywnioskować można a nawet poznać nowe słownictwo z kontekstu.
Potem była dłuuuga przerwa, kiedy życie zmusiło mnie do powrotu do nauki angielskiego. Zaopatrzyłam się więc w powieść Jodie Picoult "House Rules" (czytałam parę pozycji tej autorki po polsku, więc mogłam zakładać, że będzie interesująco, że będę chciała poznać treść, mimo trudności). Chciałam podejść do tematu "metodą porównawczą" - jak nazwałam ją na własny użytek. Pisałam o tym tutaj. I chociaż metodę zarzuciłam, to przy okazji popełniłam błąd. Bowiem przesłuchałam audiobooka, potem pochłonęłam polską wersję, dzięki czemu dopowiedziałam sobie to, co mi umknęło podczas słuchania, a teraz... Męczę wersję angielską i odrzuca mnie od niej, bo nie dość że trudno, to jeszcze i tak wiem o co chodzi i jak się skończy, więc motywacji brakuje i naprawdę muszę się zmuszać, by przerzucić kilka stron. Nigdy więcej!
Ponieważ zakładam sobie, że moja nauka ma być przyjemna, staram się czytając podchodzić do książki tak jak w tej mojej motywacyjnej wizji. Do czytania nie biorę ze sobą słownika. Po prostu czytam słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Nie ważne, że niektórych zdań nie rozumiem wcale. Zakładam, że przy piętnastej książce nie będę już miała tego problemu. Czasem (jeśli ciekawość jest silniejsza niż lenistwo) zaznaczam sobie dane słówko czy fragment i potem w wolnej chwili sprawdzam, czy dobrze domyślałam się znaczenia z kontekstu, albo wypisuję sobie jakąś frazę, która może mi się przydać. Robię po prostu to, co jest w danej chwili dla mnie najlepsze, najwygodniejsze. Nie chce mi się spędzać połowy dnia nad słownikami, żeby się dowiedzieć, że poszukiwałam przymiotnika "sinobladozielony", skoro z kontekstu wiem, że bohater był po prostu nieprzytomny ze strachu, więc jego skóra nabrała jakiejś ciekawej barwy.
Trochę inaczej jest natomiast z podręcznikiem do greckiego. To pozycja dla dzieci z podstawówki, więc zawiera sporo tekstu wprowadzającego. Tutaj siedzę ze słownikiem by użyć go w miarę potrzeby i z zeszytem, do którego wpisuję zdanie po zdaniu z książki i obok jego tłumaczenie własne. Nawet niekoniecznie poprawne z punktu widzenia gramatyki i składni polskiej, a jak najbardziej wierne, dosłowne, by pokazywało mi schemat tworzenia zdań po grecku.
Czy czytanie coś mi daje? Na pewno! Wzbogaca słownictwo, pcha przed nos rzeczy, które niby się wie, ale gdzieś tam sobie tkwią w głębi umysłu. Moja męczona w tej chwili "House Rules" daje mi na piśmie zwroty znane z filmów. "Wysoki sądzie" "Proszę wstać - sąd idzie", czy "nie mam więcej pytań":-) Takie ciekawostki, które uprzyjemniają naukę.
Oprócz czytania wplecionego w program nauki, czytam też dużo różnych bzdurek "przy okazji". Korespondencja smsowa, ulotki, dokumenty urzędowe, etykiety na produktach (wiele artykułów spożywczych czy kosmetycznych ma tu greckie etykiety, bądź z dodaną grecką wersją językową), statusy i komentarze na facebooku. Czasem wyszukuję informacje w internecie po grecku czy angielsku. Nie czytam wtedy dokładnie, tylko wyłapuję wzrokiem to, co mnie interesuje, ale też jest to sposób na opatrzenie się z tymi strasznymi obcojęzycznymi literami:-)
I uwaga na sam koniec. Zawsze staram się czytać na głos. Oczywiście z wyjątkiem sytuacji, kiedy czytam w autobusie czy poczekalni u lekarza;-) W ten sposób czyta się niestety jeszcze wolniej, ale z kolei więcej uwagi poświęca się tekstowi. Sami wiecie, jak się czyta po polsku - po prostu "przelatujesz" wzrokiem tekst. Poza tym czytając na głos jednocześnie usprawniam proces mówienia, bo przyzwyczajam po prostu aparat mowy do wydawania tych "obcych" dźwięków.
A Wy? Czytacie w obcych językach? Jakie macie z tym problemy? Jakie wnioski? Podzielcie się tym ze mną!
A ja nie potrafie czytac bez slownika :( nie jestem w stanie przebrnac przez tekst, jezeli nie rozumiem wszystkich slow, na nic zdaje sie domyslanie. Masz moze pomysl jak sobie z tym poradzic? Z tego powodu czytam tylko krotkie teksty, ksiazki
ΑπάντησηΔιαγραφήDrogi Anonimie, na początku przepraszam Cię, że tak długo kazałam czekać na odpowiedź. Organizacja czasu ostatnio u mnie leży i kwiczy...
ΑπάντησηΔιαγραφήA przechodząc do rzeczy. Trudno doradzić coś konkretnego, nie mając żadnych danych, nie wiedząc na jakim poziomie jest Twój język, nie mając pojęcia o tym, jak lubisz się uczyć...
Po pierwsze myślę, że warto czasem spróbować zrobić coś na siłę, wbrew sobie. Weź książkę autora, którego znasz i lubisz. Albo taką pozycję, którą zawsze chciałeś/chciałaś(?) przeczytać. Chodzi o to, żeby samo podejście do książki kojarzyło się z czymś przyjemnym. Odłóż słownik do kąta i przeczytaj powoli, nie spiesząc się jakieś kilkadziesiąt stron. I co? Dalej jest tak strasznie?
Z mojego doświadczenia. Kiedy otwieram tekst w języku obcym, czy to angielski, czy grecki, w moim mózgu zapala się lampka ostrzegawcza: "To nie jest po polsku! To jest za trudne i ja tego na pewno nie zrozumiem!" I naprawdę potrzeba siły woli, uporu, sama nie wiem jak to nazwać, by w ogóle zacząć. I dukam słowo po słowie jak pierwszak w szkole i... dochodzę do wniosku, że coś tam jednak dociera do mnie z tego co czytam. Spróbuj i Ty, w najgorszym razie dojdziesz do wniosku, że to absolutnie nie dla Ciebie, bo...
Po drugie. Może być tak, że Twój umysł po prostu nie może (bo zwyczajnie nie lubi) pracować w ten sposób. Może właśnie musisz działać analitycznie z matematyczną precyzją. Wtedy będziesz czytać wolniej z tym swoim słownikiem w ręku, ale z kolei więcej będziesz automatycznie zapamiętywać dzięki pracy włożonej w rozumienie tekstu.
Możesz też spróbować zaopatrzyć się w tekst polski i obcojęzyczny. I wtedy akapit po akapicie - czytasz po grecku (czy o jakimkolwiek języku mówimy), sprawdzasz to samo po polsku, w międzyczasie możesz też sobie zapisywać czy zaznaczać niezrozumiałe dotąd kwestie, i w ten sam sposób przechodzisz przez kolejne akapity, rozdziały...
Po prostu musisz odnaleźć najlepszy sposób dla siebie. Jednego, idealnego i odpowiadającego wszystkim - po prostu nie ma!
Życzę ogromnej motywacji do działania i sukcesów w nauce. Podziel się za jakiś czas swoimi osiągnięciami, sposobami, moze wymyślisz własny sposób na czytanie?