Po co tracić czas na twór internetowy zwany blogiem? Po co męczyć się ze złośliwością rzeczy martwych, z problemami technicznymi Βloggera, po co denerwować się, że znów post mi się "rozjechał" podczas publikacji? Po co narażać się na przychodzące maile, na które wypada odpowiedzieć?Po co głowić się nad pytaniem: "Co by tu teraz napisać, żeby było ciekawie i na temat"? Przecież to wszystko zabiera tyle czasu, który można wykorzystać na rzeczywistą naukę!
Moja odpowiedź na te pytania będzie oczywiście mocno subiektywna, ale zanim dojdziemy do konkretów, opowiem Wam moją historię blogowania.
Pierwszego greckiego bloga założyłam jakiś rok po powrocie do kraju. Wymyśliłam sobie, że w ten sposób nauczę się pisać. Ja coś napiszę, ktoś mnie skoryguje - przyjemne (bo ja w ogóle uwielbiam pisać, przelewać myśli na "papier") z pożytecznym. I zrobiłam to. Założenie bloga zajęło mi kilkanaście minut, napisanie pierwszego, krótkiego posta - jakąś godzinę i... Okazało się jednak, że to wcale nie jest takie proste, bo mało komu się chciało pochylać nad moimi wypocinami. Na swoje szczęście poznałam w końcu Dobrą Duszę, która zdecydowała się poświęcić mi ogrom swojego czasu i wiedzy. Nie było łatwo, bo Dusza nie poprawiła tekstu za mnie, tylko wskazała błędy i kazała pracować samodzielnie. Zajęło nam to kilkanaście maili pełnych pytań, poprawek i wyjaśnień. Ale oprócz samego języka uczyłam się również samodzielnej pracy. Bardzo Ci za te lekcje dziękuję, droga J!
Za jakiś czas "wypociłam" nowy tekst i cała zabawa zaczęła się od początku. To wszystko trwało, bo maile krążyły z różną intensywnością. Przecież każda z nas miała swoje życie, sprawy i ograniczony czas. Zaczęło mnie to zniechęcać, czułam, że jeszcze dla mnie za wcześnie na samodzielne tworzenie wypowiedzi pisemnych, skoro aż takiego zaangażowania wymagam od innych. Zrezygnowałam z prób pisarskich, ale przecież nie z nauki! Narzekałam ciągle na małą ilość dostępnych w Polsce i po polsku materiałów do nauki. I wtedy J. zaproponowała by mojego bloga wykorzystać właśnie do nauki. Zaoferowała też swoją pomoc. Podpowiedziała co, jak, od czego zacząć, z czego korzystać, dawała konkretne zadania do wykonania, czuwała nad całością, opracowywała dodatkowe wiadomości, objaśnienia. Jakoś poszło! Ja się wciągnęłam, wpadałam na kolejne pomysły. Mogłam już puścić tę pomocną dłoń, a przynajmniej nie musiałam się jej tak kurczowo trzymać.
To było na starym blogu. Jednak z czasem postanowiłam zmienić platformę blogową i znalazłam się tutaj. Ze zmianą adresu zmieniłam także sposób prowadzenia bloga, wprowadziłam też trochę innych tematów niż tylko suche lekcje. Doszło nawet do tego, że czasem się zwierzam:)
Ale do rzeczy. Po co to wszystko? Co mi to daje? Ano bardzo dużo, ale o tym w następnym odcinku:)
Δεν υπάρχουν σχόλια:
Δημοσίευση σχολίου